Dzień trzydziesty pierwszy
- Babcia Ewa
- 14 wrz 2021
- 3 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 7 kwi 2022

Tydzień temu odwiedziła nas nasza córka Ola. Niesamowite ile utrudnień kosztowała ją ta trzydniowa wizyta w Polsce. Po pierwsze, przed wylotem z UK musiała wypełnić dokument "Rejestrator lokalizacji pasażera". Wskazać, między innymi , gdzie będzie przebywać , potwierdzić wykonane w Anglii podwójne szczepienie na covid 19. Ten dokument musiała okazać przy wjeździe do Polski. Musiała także, jeszcze w Anglii, przed wylotem, zarezerwować i opłacić wykonanie testu na covid 19 na drugi dzień po powrocie/przylocie do Anglii. Już w Polsce na 48 godz. przed wylotem do Anglii na angielskiej stronie internetowej musiała wypełnić długi i skomplikowany dokument "Karta pasażera" oraz wykonać stosowny test potwierdzający brak zakażenia tym wirusem którego ważność wynosiła 72 godziny. Negatywny wynik testu zwalniał ją z obowiązkowej kwarantanny dla osób powracający do UK z zagranicy.


Bardzo ucieszyliśmy się z tej krótkiej wizyty. Ola załatwiła wszystkie zaplanowane na czas pobytu w Polsce sprawy, Była na kolacji z siostrą i jej mężem .

Odwiedziła swoich kochanych znajomych a przede wszystkim znalazła czas na zwyczajową kawę z dobrym ciastkiem w naszej ulubionej kawiarni. Była piękna pogoda. Był nawet czas na spacer wieczorem, ciesząc się widokiem Gdańska.

Mieliśmy też jeszcze czas na relaks w ogrodzie wśród zieleni. Nasz sąsiad Michał określił nasz ogród widziany z jego strony domu jako dżunglę. Bardzo mi się to spodobało, ponieważ kiedy wprowadziliśmy się do naszego domu , przyległy ogród stanowiły dwie tuje i gdzieniegdzie wypalone kępy trawy. Teraz są i dorodne brzozy, lipy, akacja czy drzewa owocowe.
Kiedy odprowadziliśmy Olę na lotnisko zaskoczył nas ogromny tłum pasażerów.

Miałam nadzieję że przy takich obostrzeniach związanych z epidemią covid-19 chętnych na loty będzie minimalna ilość. Niestety było bardzo dużo rodzin z małymi dziećmi i dziećmi w wózkach. Najprawdopodobniej były to rodziny mieszkające w Anglii i wracające do domu po wakacjach spędzonych w Polsce.

Czekając na rozpoczęcie odprawy biletowo bagażowej przypomniały mi się czasy kiedy nie mieszkając jeszcze w Gdańsku , odwoziliśmy nasze córki na to właśnie lotnisko. Małe , ciasne ale za to można było z kawiarni czy holu, obserwować płytę lotniska. Niezapomniane wrażenia, kiedy widzieliśmy nasze dzieci, a później naszych wnuków wsiadających i wysiadających z samolotu na płytę lotniska, nieporadne kroki po schodach trapu, czekanie przy samolocie na wyładowanie wózka, później oczekiwanie na bagaże i ogromna radość z przytulaniem i całowaniem.
Pewnego razu kiedy odwieźliśmy naszą córkę Joasię na lotnisko z którego odlatywała do Oslo, na płycie lotniska widać było tylko siedmiu pasażerów wsiadających do samolotu. Bardzo mało osób latało do Anglii jeszcze wtedy na Gatwick. A zdarzyło się też tak , że stewardessa, podczas mojego lotu, miała czas, żeby zlikwidować mi plamę na spódnicy na którą wylałam trochę kawy. Plamę wyczyściła , wysuszyła suszarką i zdążyłam w świeżej spódnicy wysiąść na lotnisku.
Przez wszystkie lata, kiedy krążyłam między swoim domem a domami moich córek które zdecydowały się na życie w Anglii zdarzały się różne sytuacje. Pewnego razu wracałam do domu z najstarszą wnuczką. Usiadłyśmy w samolocie na tylnych siedzeniach , przed nami i z boku nie było pasażerów. Samolot był w połowie pusty. Ona się bawiła a ja przysypiałam. Kiedy samolot wylądował, długo czekaliśmy na otworzenie drzwi. Zaniepokojona podeszłam do najbliższego pasażera z pytaniem czy orientuje się dlaczego tak długo czekamy na wyjście. Odpowiedział ,że czekamy na autobus który ma nas przewieźć do budynku. Rozejrzałam się i zauważyłam / mając na względzie wielkość docelowego znanego sobie lotniska/, przecież moglibyśmy sami się przejść do hali przylotów. Na co mój rozmówca stwierdził że trudno byłoby i niebezpiecznie , poruszać się na płycie lotniska w Tempelhof, ponieważ jesteśmy w Berlinie. Okazało się że nasz samolot miał awarię silnika i musiał lądować w Berlinie. Pilot ogłosił konieczność międzylądowania podczas mojej drzemki i nie zwróciłam na ten komunikat uwagi. Faktycznie po pewnym czasie podjechał autobus, które przewiózł nas do podstawionego zastępczego samolotu którym już bez przygód dotarliśmy na "swoje" lotnisko.



Komentarze