Dzień sześćdziesiąty szósty
- Babcia Ewa
- 6 sty 2022
- 3 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 7 kwi 2022

Teraz jeden dzień z życia naszej wnuczki Klary u dziadków.
Wstajemy rano tak, żeby zdążyć z poranną toaletą, zjedzeniem śniadania i dojechaniem na lekcje do szkoły oddalonej od domu ca 7 km, Wychodzimy zawsze wcześniej przewidując zwyczajowe korki na drodze.
Schodzimy z piątego piętra, wsiadamy do samochodu i Klara przypomina sobie ,że zapomniała zeszyt do matematyki. Wysiadam z samochodu, wchodzę na piąte piętro i jeszcze jedno ,bo mieszkanie dwupoziomowe a Klara ma pokój na piętrze, odnajduję zeszyt, schodzę po piętrach na ulicę, wsiadam do samochodu i zawożę kochaną wnuczkę do szkoły. Nie wysyłam jej po zeszyt bo nie potrafi zamknąć mieszkania.
Wracam w korkach do domu, po drodze robię zakupy i wdrapuję się z nimi ponownie na piąte piętro. Ogarniam poranny nieład, przygotowuję obiad i wychodzę z domu, żeby odebrać Klarę ze szkoły i zawieźć na na lekcje gitary. Nie wracam do domu, ponieważ nie zdążyłabym przejechać w korkach trasy ze szkoły muzycznej do domu i z powrotem, więc siedzę na korytarzu, w samochodzie lub na lekcji i czekam. Kiedy kończy lekcje gitary, wsiadamy do samochodu i wiozę ją ca 8 kilometrów w koszmarnych korkach / godziny szczytu/ na lekcje francuskiego. Znowu nie wracam do domu z tych samych względów i czekam. Relaksuje się, zwiedzam okolicę ale nie oddalam się , żeby gdzieś nie utknąć w korku . Po lekcji francuskiego wracamy do domku.
Wchodzimy na piąte piętro i już możemy spokojnie zjeść przygotowany przeze mnie rano obiad . Inny dzień tygodnia, kiedy również po lekcjach w gimnazjum ma zajęcia z gitary i francuskiego, wygląda trochę inaczej.

Odbieram ją ze szkoły, wracamy do domu i wchodzimy na piąte piętro. Klara zjada przygotowany przeze mnie rano obiad, zabiera gitarę , schodzimy z piątego piętra i jedziemy do szkoły muzycznej. Tam czekam na nią, aż skończy lekcje i przywożę ją do domu.
Wchodzimy na piąte piętro i za ca godzinę schodzimy do samochodu żeby pojechać na lekcje francuskiego. Tam na nią jak zwykle czekam i następnie po lekcji zabieram ją do domu. Pokonujemy pięć pięter i już spokojnie można się relaksować w domku. Nie wspominam o korkach po drodze bo opisałam to już wyżej.
Klary obowiązkiem jest jedynie odrobienie lekcji, ewentualnie późna kolacja i relaks. W przypadku jakichkolwiek problemów ma do dyspozycji naszą wiedzę, to jest dziadka i moją. Staram się, żeby z wszystkim uporała się do 22 i spokojnie zasnęła. W szkole obowiązuje strój " służbowy" i nie ma problemów z różnorodnością ubrań, tak jak było to w szkole podstawowej. Kiedy Klara rozpoczyna zajęcia o 8 rano, do szkoły odwozi ją dziadek, ponieważ szkoła znajduję się " po drodze" do jego pracy.. Także kiedy kończy lekcje po 15 dziadek przywozi ją do domu. W pozostałe dni tygodnia, ja mam tą przyjemność. Oczywiście zdarza się ,że kiedy nie odwożę Klary rano do szkoły i tak niejednokrotnie pokonuje dystans pięciu pięter tam i z powrotem z różnych powodów.
Bywały i takie przypadki ,że odwoziłam Klarę do szkoły, a po drodze przypomniała sobie ,że czegoś zapomniała. Wtedy zostawiam ją pod szkołą i sama wracam do domu, wchodzę na piąte piętro, zabieram zapomnianą rzecz, np. strój na WF, schodzę na ulicę i zawożę do szkoły. W zasadzie jest już przerwa po pierwszej lekcji, więc zostawiam jej zapomnianą rzecz i wracam do domu. Znowu pokonuje pięć pięter ,żeby po paru godzinach zejść , wsiąść do samochodu i odebrać Klarę ze szkoły. Było trudno, szczególnie jak się jest grubo po sześćdziesiątce , ale dałam radę.



Komentarze