Dzień sto trzynasty
- Babcia Ewa
- 19 sty 2023
- 3 minut(y) czytania

Jeden z dni pracy mojej córki mieszkającej w jednym z miast w tzw sypialni Londynu. Wieczór poprzedzający wyjazd do pracy w Londynie to między innymi oprócz przygotowania kanapek dla dzieci na dzień następny, także przygotowanie plecaka z ewentualnie potrzebnymi częściami garderoby, parasolką, , komputerem i innymi niezbędnymi drobiazgami.
Żeby zdążyć na pociąg do Londynu odchodzący z dworca o godz.7. 15, Ola wychodzi z domu o 6. 5o, / wcześniej musi zaliczyć poranny spacer z psem/, wsiada do samochodu i jedzie na parking dworcowy, który wbrew nazwie nie znajduje się bezpośrednio przy dworcu. Wysiada z samochodu i szybkim krokiem z plecakiem na plecach wchodzi na peron i wsiada wraz z tłumem jej podobnych do pociągu. Jest bardzo zadowolona jeżeli pociąg nie został odwołany ponieważ jest to jedyny poranny pociąg którym może dojechać bezpośrednio do stacji , z której bez przesiadek może już dojść do "City of London" gdzie znajduje się jej firma. Jeżeli kurs ten zostaje odwołany / z różnych powodów często tak się dzieje/,to jadąc następnym pociągiem musi przesiąść się na jednej ze stacji pod Londynem na pociąg dojeżdżający do jej stacji docelowej, co dodaje około 10 -15 minut extra czasu.
Ola w bezpośrednim pociągu spędza godzinę . Jeżeli jej się uda usiąść, tzn znajdzie miejsce siedzące, to poczyta lub załatwi korespondencje mailową. Jeżeli nie, to przez godzinę stoi ściśnięta i poddaje się ruchom pociągu i pasażerów. Miło jeżeli spotka w pociągu którąś z również dojeżdżających koleżanek i jest wtedy czas pogawędzić.
Po przyjeździe do stacji docelowej, Ola przez 10 minut przemieszcza się z tłumem pasażerów przez teren dworca i we wspólnym rytmie ruchomymi schodami wydostaje się na ulice miasta. Ma ca 35 minut do rozpoczęcia pracy czyli do dojścia energicznym krokiem do firmy na godz. 9 00. Idąc piechotą na szczęście ma chwilę aby zatrzymać się w lokalnych sklepiku, żeby kupić kanapkę, kawę , czy jakiegoś "cosia":
W pracy jest dokładnie o 9 00, ponieważ musi pokonać jeszcze 6 pięter żeby znaleźć się w swoim gabinecie. Jeżeli pada deszcz, już w drodze z parkingu na dworzec nieźle zmoknie i przemokną jej buty. W pracy przebiera się w suchą garderobę, zmienia mokre buty na suche /dyżurne szpilki/ i jest gotowa do pracy. Wszystko jest w plecaku który za sobą niesie.
Powrót z pracy ma jedna niewiadomą . Otóż jest ryzyko ,że Ola nie zdoła wsiąść do " swojego" pociągu. Zawsze na peronie jest taki tłum pasażerów, że bywa to niezwykle trudne. Niemniej zawsze jej się to udaje, czasami na " stojącego śledzika". Pociągi jeżdżą tylko co pół godziny więc szkoda jej czasu na czekanie na bardziej komfortowe warunki dojazdowe.
Ola w domu jest nie wcześniej niż o godz. 700 wieczorem. Muszę dodać ,że jej mąż Richard również pracuje w Londynie ale ma inny sposób dostawania się do pracy. Otóż codziennie rano, bez względu na pogodę , czy porę roku wsiada na rower, i dojeżdża nim na dworzec. Tam parkuje na specjalnym rowerowym parkingu i wsiada do pociągu w którym spędza też około 1 godzinę, ale dojeżdża do innej części stolicy niż Ola. Po przyjeździe do Londynu , wsiada na rower miejski i nim dojeżdża do swojego miejsca pracy.
Tak dzieje się już od lat.
I pomyśleć, że ja do pracy dojeżdżałam 15- 20 minut i często narzekałam, że to tak długo.
Jedyne pocieszenie, że Ola musi teraz dojeżdżać do swojej firmy w Londynie tylko dwa razy w tygodniu. Po zakończeniu pandemii firma pozwoliła pracownikom pracować trzy dni w domu.



Komentarze