Dzień siódmy
- Babcia Ewa
- 19 cze 2021
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 30 lis 2021

Rok temu miało miejsce dziwne wydarzenie. Wracałam samochodem z Helu do domu. Było przedpołudnie, piękna pogoda a ponieważ mam bardzo słabą orientację w terenie i na dodatek miałam jechać tą trasą pierwszy raz ,mój mąż wytłumaczył mi dokładnie ,jak mam dojechać do głównej trasy. I tak dojechałam do ronda i kiedy miałam po prawej stronie sklep "Polo Market", zjechałam na dwupasmową ulicę, która miała doprowadzić mnie do właściwej drogi. Już zjeżdżając z ronda zauważyłam , że na moim pasie stoi ptaszek wielkości gołębia. Wcisnęłam hamulec żeby biedaka nie przejechać i zatrzymałam się w takiej odległości od niego, że musiałam unieść się z siedzenia żeby sprawdzić czy żyje , czy go nie przejechałam.
Okazało się ,że stoi dalej i mi się przygląda. Żeby nie zrobić mu krzywdy, sprawdziłam czy nie ma z tyłu żadnego samochodu i wcisnęłam wsteczny bieg żeby zjechać na drugi pas ruchu. W momencie kiedy zaczęłam się cofać, ptak powolnym, dostojnym krokiem , nie spiesząc się, przedreptał na drugi pas ruchu i znowu zablokował mi drogę. Zrobiło mi się nieprzyjemnie, dziwnie. Znowu wcisnęłam wsteczny bieg żeby go ominąć zmieniając pas ruchu. W momencie jak zaczęłam ponownie się cofać ptaszek wzniósł się w powietrze na wysokość maski samochodu.

Chwilę leciał tak nisko za cofającym się samochodem a kiedy się zatrzymałam, zawisł chwilę nieruchomo i podfrunął do przodu cały czas będąc na wysokości mojego wzroku. Jego zachowanie sprawiło ,że długo jechałam bardzo wolno, jak gdyby za nim i w tempie jakie mi narzucił. W pewnym momencie wzniósł się wysoko i odfrunął.
Byłam w szoku. Nic nie jechało i miałam chwilę czasu żeby się uspokoić. Miałam wrażenie ,że chciał mnie przed czymś uchronić. Przypomniało mi się że całą zimę dokarmiałam w ogrodzie ptaki i może teraz któryś z nich w taki sposób chciał mi się odwdzięczyć.
Dojechałam do głównej drogi a po wyjeździe z Gdyni zaczął padać bardzo intensywnie deszcz. Tak lało, jakby z nieba ktoś wylewał wiadra wody. Nie było możliwości zjazdu i przeczekania tej ulewy. Nic nie było widać oprócz potoku wody. Jechałam trzymając się tylnych świateł samochodu jadącego przede mną. Byłam przerażona i bezradna, modliłam się żeby strumienie wody nie uszkodziły samochodu, czy wycieraczek, które ledwie nadążały zbierać wodę. Jakiekolwiek manewry samochodem przy takiej widoczności były niemożliwe. W pewnym momencie spojrzałam na licznik i zamarłam widząc prędkość 100km/ godz. Nie mogłam jednak zwolnić bo byłoby niebezpieczne dla samochodu jadącego za mną i jeszcze bardziej się przestraszyłam.
Na szczęście dość szybko dojechałam do domu.



Komentarze