top of page
Szukaj

Dzień siedemdziesiąty dziewiąty

Zaktualizowano: 8 lut 2022

ree

W moim i moich dzieci rodzinnym mieście mam jeszcze oprócz przyjaciółki o której już pisałam, koleżankę z która znamy się blisko 60 lat. Parę lat temu doznała udaru i niestety do dzisiaj ma niesprawną lewą rękę i trudności w poruszaniu się.

Kontakty mamy więcej niż sporadyczne. Parę lat temu otrzymała niewielki spadek i zdecydowała się na kupno od dewelopera , mieszkania w stanie surowym, w zabudowie szeregowej. Mieszkania na parterze z niewielkim ogródkiem.

Rozumiem jej potrzebę takiego mieszkania szczególnie przy ograniczonej sprawności. Ale myślę, że mogłaby kupić na rynku wtórnym już wykończone mieszkanie i nie borykać się z jego wykończeniem, doborem i zakupem materiałów i wyposażeniem. Mogłaby już od dłuższego czasu mieszkać w nowym mieszkaniu a nie czekać na oddanie go w stanie surowym i teraz stresować się wykończeniem i zagospodarowaniem. Szczególnie, w jej sytuacji i ograniczonej pomocy osób bliskich. Jedyną jej krewną, jest siostrzenica mieszkająca w innym mieście i często podróżująca służbowo.

Staram się odwiedzać ją w czasie pobytu w mieście ale ostatnie wizyty, czy nawet rozmowy telefoniczne wywoływały u mnie ogromne przygnębienie. Zdaje sobie sprawę ,że wykończenie i wyposażenie mieszkania otrzymanego w stanie surowym to ogromne przedsięwzięcie dla osoby sprawnej fizycznie a co dopiero upośledzonej ruchowo. Niestety taki był jej wybór. Ale trudno. Myślę, że właśnie stres wynikający z bieżących problemów spowodował ,że ostatnie moje wizyty u niej były dla mnie wielkim obciążeniem psychicznym. A po ostatniej wizycie musiałam długo odreagowywać .

Moja koleżanka zawsze miała tendencje do konfabulacji. Kiedyś, przed laty, wpadła do mnie wieczorem powiedzieć mi ,że właśnie wróciła od lekarza, który/ bez specjalistycznych badań/ zdiagnozował u niej nieuleczalną, groźną chorobę. Było to tak niewiarygodne ,że aż poprosiłam męża, żeby posłuchał co ona opowiada, bo obawiałam się ,że jak mu powtórzę to mi nie uwierzy. Przez lata opowiadała też, że jest poważnie chora na serce. że ma po prostu "dziurę w sercu. Moje próby podważenia wiarygodności tych diagnoz kwitowała : "chyba ja lepiej wiem, co mi lekarz powiedział". Więc nie dyskutowałam. Chociaż obiecywałam sobie ,że nie będziemy rozmawiały o chorobach, jakoś tak zawsze rozmowa schodziła na ten temat.

Minęło trochę czasu od ostatniej wizyty u mojej koleżanki i dzisiaj zadzwoniłam dowiedzieć się co u niej słychać. Czy wszystko w porządku. Zaczęła narzekać ,że w związku z dłuższym wyjazdem jej siostrzenicy musiały zostać wstrzymane prace w nowym mieszkaniu. Było to dla mnie kompletnie niezrozumiałe i chciałam dowiedzieć się , dlaczego przed wyjazdem nie zabezpieczyła frontu robót jeżeli jest za nie odpowiedzialna i odpowiada za zakupy wyposażenia. W odpowiedzi usłyszałam ,że nie rozumiem o co chodzi i że nie będzie ze mną rozmawiała i rozłączyła się. Przyznam ,że była to " kropla do kielicha goryczy".

W naszym wieku , bez sensu jest obrażanie się , bo może zabraknąć czasu na przeprosiny, ale nic na siłę.

 
 
 

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Dzień sto trzydziesty piąty

Najpierw czekałam trzy miesiące /wyjątkowo krótko/ na wizytę u neurologa a następnie ze skierowaniem , pięć miesięcy na badanie...

 
 
 

Komentarze


©2021 by Babcia Ewinka.

bottom of page