top of page
Szukaj

Dzień siedemdziesiąty

Zaktualizowano: 22 sty 2022

ree

Niedawno moja córka Joasia przysposobiła pieska ze schroniska. Nazywa się Dżoy. Jest kochanym psiakiem ale ma jedną zasadniczą dla mnie wadę. Lubi kłaść się w ciągach komunikacyjnych i ani myśli usuwać się na widok zbliżających się osób. Niejednokrotnie tylko bliskość ściany, poręczy , czy mebli uchroniła mnie przed upadkiem, a jego przed uderzeniem w boczki. Muszę bardzo na niego uważać szczególnie jak niosę z kuchni do pokoju wazę z gorącą zupą. Właśnie w związku z jego w//w wadą przypomniało mi się zdarzenie sprzed wielu lat, kiedy to potknięcie o leżącego psa miało bardzo dla mnie przykre następstwa.

Było lato. Dzieci wyjechały na wakacje, mąż na obóz sportowy i postanowiłam zrobić w domu porządki. W pierwszej kolejności zamierzałam przenieść doniczkę z olbrzymią agawą do łazienki i oczyścić, zrosić jej liście. Dźwigając donicę nie zauważyłam leżącej w przedpokoju przed łazienką Saby. W przedpokoju było ciemno, doniczka bardzo ciężka, no i potknęłam się. Nie pamiętam kolejności zdarzeń , ale ocknęłam się pod drzwiami łazienki ,na rozbitej donicy, wśród wysypanej ziemi z obolałą głową i rozciętym palcem.


W pierwszej chwili nie wiedziałam skąd wzięła się krew. Nie widziałam i nie czułam żadnego zranienia . Dopiero po chwili zorientowałam się że krew wypływa z mojego palca całego oblepionego ziemią z doniczki. Próbowałam palca umyć .Niestety rana była bardzo głęboka, zabrudzona ziemią i bardzo mocno krwawiła. Ponieważ blisko domu znajdowała się przychodnia lekarska, zawinęłam palec bandażem i pobiegłam po ratunek.

ree

W przychodni, chociaż nie było pacjentów, nikt nawet nie zechciał obejrzeć mojej rany. Od razu, prawie od drzwi, wysłana zostałam do chirurga. Co miałam robić. Powędrowałam z coraz bardziej bolącą ręką do przychodni chirurgicznej. Miałam nadzieję ,że ktoś zaopiekuje się moim czarno czerwonym palcem.

Weszłam do poczekalni i zobaczyłam tłum siedzących i stojących pod drzwiami pacjentów. Nie miałam wyjścia, znalazłam wolne miejsce i usiadłam przekonana o wielogodzinnym czekaniu. Ale o dziwo, pielęgniarka wywoływała pacjentów piątkami. Szok. Po prostu po pięć osób. Tym sposobem wkrótce znalazłam się w jednej z piątek przed obliczem chirurga. Siedział za biurkiem a przed nim stanęło w rzędzie pięć osób różnej płci i wieku. Każdy po kolei mówił z jakim problemem przeszedł i lekarz kierował taką osobę , a to za parawan/ dziewczyna z podejrzaną piersią /, a to mężczyzna z bolącym brzuchem, za drugi parawan, ja na szczęście zostałam od razu skierowana do sąsiedniego gabinetu do pielęgniarki, która opatrzyła mi ranę, i wykonała próbę na surowicę.

Odczekałam w poczekalni stosowny czas do odczytania wyniku próby i ponownie zjawiłam się przed obliczem chirurga. Rzucił okiem na przedramię i polecił pielęgniarce podanie mi surowicy. Uspokojona z grubym opatrunkiem na ręce, spokojnie wróciłam do domu. Miałam zgłosić się na zmianę za trzy dni. Zajęłam się zaplanowanymi porządkami. Nie przypuszczałam, że to był dopiero początek przygody ze skutkami rozbitej donicy . Okazało się bowiem , że jednak byłam uczulona na zaaplikowaną u chirurga surowicę. Tak zaczęła się moja choroba posurowiczna. Zdiagnozowana w zasadzie przez przypadek.

 
 
 

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Dzień sto trzydziesty piąty

Najpierw czekałam trzy miesiące /wyjątkowo krótko/ na wizytę u neurologa a następnie ze skierowaniem , pięć miesięcy na badanie...

 
 
 

Komentarze


©2021 by Babcia Ewinka.

bottom of page