Dzień Piąty
- Babcia Ewa
- 22 maj 2021
- 3 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 22 cze 2021

Mielismy z mężem wspaniałych przyjaciół. Byli kochani, zawsze można było na nich polegać, nigdy nie zawiedli. Przez lata po części uczestniczyliśmy w ich życiu a oni w naszym. To do Jurka zwróciłam sie o pomoc kiedy najmnłodsza córka podpaliła niechcący kosz na śmieci i ogień ogarnął całą zabudowę zlewozmywaka.To u nich mogliśmy zostawić psa i mieć pewność że będzie miał najlepszą opiekę na świecie. To Jurek genialnie sfotografował moje córki i mnie zmężem. Nikt do tej pory nie wykonał nam ładniejszych zdjęć .To Olga z Jurkiem byli naszym oparciem a także parą do gry w brydża .
Długo mogłabym wymieniać i chwalić ale jednocześnie wiem że to z naszego powodu nasze drogi się rozeszły. Późne lata 90-te to był trudny dla nas, absorbujący, obfitujący w wyjazdy, zmartwienia i moje chorowanie okres. Zaniedbałam życie towarzyskie, przyjaciół a skoncentrowałam się na potrzebach dzieci, które zdawały maturę, rozpoczynały studnia ,czy wyjeżdżały za granicę na stypendium. Kiedy najstarsza córka wyjechała na studia do Gdańska podjęliśmy z mężem decyzje o przeprowadzeniu się do Gdańska. Zintensyfikowane działania w tym kierunku podjęliśmy kiedy rozpoczęła studia w Wielkiej Brytanii i kiedy każdorazowo odwoziliśmy ją i przywoziliśmy z lotniska i na lotnisko w Gdańsku, a średnia córka też studiująca w Gdańsku zaczęła odbywać loty na trasie Gdańsk - Oslo. Przez lata nasze ogłoszenie o sprzedaży mieszkania nie znajdywało zainteresowania aż pewnego dnia zgłosiło się małżeństwo, chętne na kupno. Przyzwyczajeni do do braku zainteresowania ofertą, naraz musieliśmy się gwałtownie zmobilizować a przede wszystkim znaleźć mieszkanie w Gdańsku. Nabywcom zależało na szybkim zasiedleniu mieszkania ze względu na pracę a my poczuliśmy ogromną presję . To był bardzo ciężki dla nas okres. Osoby najbliższe wiedziały że staramy się przeprowadzić do Gdańska i że jest to uzasadnione, ale tak jak my byli zaskoczeni tak szybkim obrotem sprawy.
Odbyliśmy dwie wizyty w Gdańsku, wybraliśmy mieszkanie i już rozpoczęliśmy przeprowadzkę. Było mi przykro, kiedy słyszałam "dlaczego się wyprowadziliście" albo " co się stało" świadczyło to bowiem o tym że nikt nie zwracał uwagi na nasze informacje o tym, że chcemy się przeprowadzić, że chcemy sprzedać mieszkanie . Myślę że nikt nie traktował tego , co mówimy, poważnie. Ale stało się i rozpoczęliśmy nowy etap w naszym życiu. W następnych dniach rozpoczęliśmy pracę zawodową.
Pierwsze lata w nowym środowisku nie były łatwe ale bliskość dzieci i ułatwiony z nimi kontakt rekompensował nam początkowe trudności. Tu muszę dodać że z naszego okna w kuchni widać było samoloty z naszymi dziećmi podchodzące do lądowania i wtedy można było spokojnie wyjechać po nie na lotnisko. To była jedna z zalet naszego nowego mieszkania. Teraz z perspektywy czasu, zastanawiam się jak sobie dałam rade. Jak to wszystko ułożyłam. Parę razy w roku bywałam u rodziny w Słupsku i w pośpiechu starałam się nie zaniedbywać kontaktów.
Podczas jednego z pobytów spotkałam na targowisku Jurka. Moja radość była tak ogromna że z pospiechu i przejęcia źle zanotowałam numer jego telefonu. Przez następne dni próbowałam dzwonić i pisać na zanotowany numer , aż moja kuzynka zaczęła podejrzliwie interesować się dlaczego do niej wypisuję wiadomości. Było mi bardzo przykro że straciłam jedyny kontakt z Jurkiem . Niestety nie miałam innego numeru telefonu, a wielokrotne przyjazdy na osiedle na którym mieszkał nie pomogły mi zidentyfikować budynku. Pamiętałam tylko piętro , zapomniałam nawet czy wejście było z prawej czy lewej strony. Przyjazdy na osiedle stały się moja obsesją podczas pobytu w Słupsku. Ale nic nie mogłam poradzić. Prze lata próbowałam szukać Jurka na internecie .
Bezskutecznie.
Az pewnego razu przyszło olśnienie. A może nazwisko zawiera dodatkową literę, co szkodzi spróbować? No i okazało się że ten przebłysk intelektu zaowocował .
Uszczęśliwiona napisałam wiadomość z prośbą o kontakt . Niestety kubeł zimnej wody w postaci
długiego wywodu dlaczego nasi dawni przyjaciele nie chcą z nami kontaktu , przywołał mnie do
rzeczywistości. W istocie to chyba nawet mieli racje . Odzywanie się po tak długiej nieobecności , próba nawiązania kontaktu była z mojej strony bezsensowna. A szkoda ,bo zawsze o nich ciepło mówię i myślę że tak zostanie.



Komentarze