Dzień dwudziesty pierwszy
- Babcia Ewa
- 25 lip 2021
- 1 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 30 lis 2021

Było lato, Niedziela. Rano odprowadziliśmy nasze dziewczynki do autokaru, który miał odwieźć je na kolonie. Były już na tyle duże że mogły samodzielnie wyjechać . A my z mężem, mieliśmy po raz pierwszy od lat, od czasu kiedy urodziła się nasza najstarsza córka, zostać sami w domu. Bardzo się cieszyłam na planowaną uroczystą, wystawną, kolację, spokojny, beztroski, radosny wieczór.
Dwa dni wcześniej kupiliśmy płytki do wyłożenia na balkon i nie sądziłam że będą miały jakikolwiek wpływ na ten nasz pierwszy wieczór. Tymczasem okazało się , że mój mąż poprosił swojego zawodnika / mąż był trenerem/ o pomoc przy ich ułożeniu. Tak się złożyło że ten przyszedł właśnie w tą niedzielę, wczesnym popołudniem i oboje zabrali się za pracę.
Byłam bardzo niezadowolona . Nie był to nic pilnego, płytki mogły spokojnie poczekać. Niestety dla mojego męża priorytetem było ich ułożenie , załatwienie sprawy - problemu. A przecież mieliśmy cieszyć się swobodą, brakiem codziennych obowiązków i spokojnie, przy dobrej kolacji spędzić ten pierwszy, wspólny wieczór.
Po paru godzinach okazało się że praca wre na całego a i końca jej nie widać.
W efekcie , ten pomocnik, zjadł z nami przygotowaną przeze mnie wystawną kolację , a nawet został z nami na noc. Nie miałam bowiem sumienia wypuszczać go późną nocą do domu.

Niestety płytki zostały źle ułożone, ponieważ nie uwzględniały spadu wody i najbliższej zimy po prostu popękały.
Miał być to wieczór godny zapamiętania i faktycznie został przeze mnie zapamiętany.



Komentarze