Dzień czterdziesty
- Babcia Ewa
- 9 paź 2021
- 5 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 7 kwi 2022
Mamy psa. W zasadzie pieska. Jest to mały yorczek, nazywa się Keila i nie jest pierwszym pieskiem w naszej rodzinie. Nasze dziewczynki bardzo chciały mieć zwierzątko, więc pewnego dnia, mój tato przywiózł im do domu pięknego szczeniaczka. Nie pamiętam jakiej rasy, ale był na tyle duży, że podczas naszego wspólnego spaceru , na plaży w Ustce , po prostu przebiegł po naszej Małgosi. Ona była jeszcze malutka , przewróciła się na piasku a on większy od niej. nie ominął jej, tylko ją podeptał. Bałam się żeby nie zrobił jej krzywdy i oddaliśmy naszego pieska , mojemu tacie na działkę.
Kiedy nasze dziewczynki były trochę starsze, mąż przyniósł do domu małego szczeniaczka, którego dostał od koleżanki. Nie wiedzieliśmy nawet jakiej jest płci a był taki malutki ,że kiedy położyło się go na dłoni, mieścił się i wchodził do rękawa . Później okazało się że to suczka i nazwaliśmy ją Saba. Oczywiście była wspaniałym , kochanym psem. Pierwszy raz zaszła w ciąże dzięki gościowi / Janusz/, który pomimo zakazu wypuścił ją na dwór. Wiedzieliśmy że ma cieczkę , ponieważ codziennie nasze córki odprowadzane były do szkoły przez wszystkie psy z osiedla. Pilnowaliśmy, żeby żaden pies jej " nie wykorzystał". Niestety chwila nieuwagi zaowocowała przyjściem na świat sześciu szczeniąt. To było niesamowite przeżycie dla całej rodziny. Saba miała swoje legowisko z potomstwem w kuchni i tylko my z mężem mogliśmy się do nich zbliżać. Najgorzej było kiedy oboje poszliśmy pracy i dziewczynki zostały same w domu. Nie mogły wejść do kuchni . Warczała, pokazywała zęby . Za pierwszym razem Ola zadzwoniła do męża że, Saba warczy że się boją. nie mogą wejść po śniadanie. Mąż opowiadał mi że jego pierwszą reakcją było " daj mi Olu, Sabę do telefonu" ale po chwili uspokoił ją , no i oczywiście natychmiast pojechał do domu. Może zabrzmi to niewiarygodnie ale wytłumaczył Sabie że dziewczynki nie zrobią krzywdy jej potomstwu i później nie było już problemu z wejściem do kuchni ale zbliżyć się im do kosza długo nie pozwalała. Szczeniaczki się odchowały i zostały rozdane znajomym na osiedlu.
Saba była bardzo zazdrosna. Potrafiła ugryźć w policzek malutką dziewczynkę, którą trzymałam na kolanach i którą bardzo się zachwycałam. Fakt że ugryzła tak , żeby nie przeciąć skóry, ale bardzo wszystkich przestraszyła.

Przypomina mi się jedna historia związana z Sabą. Otóż uwielbiała wchodzić na fotel który stał przy oknie i "wyglądać przez okno". Mieszkaliśmy na parterze i dzieci na ulicy, widząc ją stojącą na parapecie bardzo jej i dokuczały i drażniły. Pewnego razu wracałam z najmłodszą córką Małgosią z przedszkola. Szłyśmy osiedlową ścieżką. W jednej ręce trzymałam smycz z Sabą, a drugą trzymałam rączkę Małgosi. Mijaliśmy, jak zawsze dużo ludzi i w pewnym momencie Saba podskoczyła i ugryzła małego chłopca, który przechodził z mamą obok nas. Zamarłam. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się coś podobnego. Pilnowałam żeby się nie zgubiła wśród ludzi, a nie, żeby kogoś nie ugryzła. Ale ugryziony chłopiec zawołał " Saba" i w tym momencie zorientowałam się że musi to być jeden z tych, którzy jej dokuczali ,kiedy siedziała na parapecie.
Jego mama chyba też zorientowała się że to nie jest przypadkowe ugryzienie, bo zaczęła wypytywać go o "znajomość" z Sabą. Skruszony przyznał się ,że ją drażnił i zrozumieliśmy że pies po prostu się zemścił. Wskazywało na to również zachowanie Saby .Kiedy rozmawialiśmy, spokojnie stała obok i już nie próbowała atakować.
Kiedy "zaciążyła " ponownie, nikt nie wiedział. Zauważyliśmy tylko powiększający się obwód brzuszka ale byliśmy już doświadczeni w jej macierzyństwie Tym razem urodziła cztery szczeniaczki. Trójkę , po odchowaniu znowu oddaliśmy znajomym a czwartego, ponieważ był to okres wyświetlania w TV serialu Dynastia, dziewczynki nazwały Blejk i postanowiły zatrzymać. To było coś pięknego. Obserwowaliśmy jak się uczy, jak naśladuję swoją mamę. Najpierw przyglądał się co ona robi i po chwili robił to samo. Poza tym był bardzo ładny. Pewnego razu zauważyliśmy ,że Saba nie chce już go karmić, odgania go od siebie i na niego warczy. Uznaliśmy że to normalna kolej rzeczy i powinien się usamodzielnić. W tym samym czasie, jego mama Saba , zaczęła załatwić się na środku dywanu , na środku pokoju , do którego miała zakaz wstępu. Nie pomagały częstsze spacery, wychodzenie z nią bardzo późno, czy zamykanie drzwi pokoju. Potrafiła wejść i załatwić się na dokładnie na środku . Byliśmy bezradni. Całe szczęście że w niedługim czasie odwiedził nas nasz przyjaciel Jurek. Na pytanie co słychać, poskarżyłam się że nie radzimy sobie z Sabą. Jego pierwszym pytaniem było, -"a czy coś się u was w domu zmieniło?"
Odpowiedziałam że wszystko bez zmian, ale zauważył wychodzącego z pokoju Blejka i od razu zorientował się o co chodzi. Otóż jego zdaniem ,zachowanie Saby stanowiło protest na jego obecność w rodzinie. Po prostu nie życzyła sobie dzielenia naszej miłości ze swoim synem. I żeby zapobiec dalszej dewastacji dywanu, należało go jak najszybciej oddać w dobre ręce. Tak też zrobiliśmy i problemy z załatwianiem się Saby w pokoju minęły. Była w naszej rodzinie ponad 15 lat i odeszła po komplikacjach po ciężkiej operacji. To był bardzo smutny dla nas czas. Byliśmy bardzo do niej przywiązani i nie chcieliśmy jej "zdradzać" przyjmując do domu innego psa.

Po pewnym jednak czasie postanowiliśmy zaadoptować psa ze schroniska. Poszłyśmy z Joasią obejrzeć przebywające tam pieski i zdarzyło się że poprzedniego dnia, do schroniska przyprowadzona została suczka imieniem Aza. Jej właściciel nie mógł dłużej się nią opiekować i po prostu ją tam zostawił. Po nocy spędzonej w schronisku, przeprowadziła się do naszego domu i została z nami kilkanaście lat. Miała długą sierść i piękną oprawę oczu. Była bardzo dobrze wychowana, łagodna, po prostu kochana, nie sprawiała żadnych kłopotów. Potrafiła sama wrócić do domu, kiedy mąż zostawał na dłużej w garażu, czy po spacerze z nią nie wracał jeszcze do domu.
Pewnego dnia schodząc po schodach / mieszkaliśmy na trzecim piętrze/ spotkałam sąsiadkę mieszkającą piętro niżej. Po wymianie uprzejmości powiedziała " ten piesek jak zostaje sam w domu tak strasznie płacze". Byłam zaskoczona. Aza nigdy nie sygnalizowała niechęci do pozostawania w domu i nikomu z domowników nie przyszło do głowy że może swoją samotność tak bardzo przeżywać . A jednak.
Kiedy urodziła się nasza pierwsza wnuczka , pamiętając zachowanie i zazdrość Saby, postanowiliśmy oswoić Azunię z nowym domownikiem . Okazało się że nie miała nic przeciwko temu, że przybył jeszcze jeden osobnik do kochania . Bardzo się polubiły. Kiedy od nas odeszła płakaliśmy jak bobry.
Po pewnym czasie nasza wnuczka zapragnęła mieć małego pieska. Staraliśmy się spełniać jej wszystkie życzenia i tak w naszym domu pojawił się malutki yorczek nazwany przez nią Keila. Niestety długo się nim nie opiekowała. Wyjechała a piesek został z nami. Wkrótce będzie miał osiem lat.

Latem tego roku bardzo mocno chorowała Nie wiedzieliśmy co się stało, podejrzewaliśmy jakiś błąd dietetyczny ale dopiero parę dni temu sąsiadka uświadomiła mnie, że najprawdopodobniej zjadła trutkę, którą podrzuca jakiś "miłośnik" jej kotów. Nie wiadomo , ale było długie leczenie, zastrzyki, kroplówki. Latem poddana została też sterylizacji. Teraz jest wszystko w porządku. Co ciekawe, wychodzi z domu do ogrodu wyłącznie w naszym towarzystwie, a na spacer tylko wtedy kiedy ma przypiętą smycz. Wydaje mi się że czuje się wtedy bezpiecznie. Jak wcześniej pisałam uwielbia pana Mariusza i listonosza. Listonosz jest zaskoczony, bo yorki ,w domach które odwiedza bardzo szczekają, a u nas czeka na niego taki cieszący się, jego zdaniem "rozkoszniaczek" Co prawda, to prawda.







Komentarze